Dialogi kanciaste, jakby improwizowane (czasem nie najlepiej). Do tego rzewną muzyka starająca się wymusić wzruszenie niemal w każdym momencie. Deshanel i Wigham grają całkiem nieźle i przekonująco. Reszta odgrywa z manierą naturszczyków. Najbardziej uwiera mdły i pozbawiony energii główny bohater. Praktycznie bez ekspresji. Sprawia wrażenie osoby w spektrum autyzmu. A jednak. Ogląda się to dobrze. Sceny potrafią zaskoczyć i wzruszyć. Jak zwykle w podobnych filmach, trzeba się postarać, by wyłuskać ukryte traumy i zalety postaci. Polecam osobom, którym potrzeba wruszeń ale nie w stylu hollywoodzkim. Linklater to jednak nie jest. No może z okresu liceum.