i podzielam pogląd, że żaden film nie jest wart tego,żeby dla efektów ginęły w męczarniach żywe istoty - jak choćby na potrzeby węgierskiego obrazu "Flisacy"
(„Tutajosok”) z 1990r. (reżyserka Judith Elek). To, że Wajda jest (był) jednym z wielu twórców sięgających po tego rodzaju środki artystyczne:
http://film.wp.pl/na-planie-tych-filmow-zabito-zwierzeta-6025269434045057g
nie tłumaczy go w żaden sposób, moim zdaniem można było się spokojnie obejść bez tej sceny i film by na tym nie ucierpiał. Nie bronię go więc, ale... właśnie - niepotrzebnie przez pryzmat tej jednej sceny patrzy się i obniża ocenę całości dzieła. A bez wątpienia jest to dzieło wybitne. Warte wielokrotnego oglądania, podobnie zresztą jak 'Rękopis znaleziony w Saragossie" . Dziś, przy powszechnie panującej komercji, nadmiarze efektów specjalnych kosztem prawdziwego artyzmu, rankingach, box office'ach, analizach opłacalności itd, takich filmów nikt już nie kręci. I nie ma już takich aktorów.A szkoda...