Nie taki zły jak go malują. Bay zbyt wiele nie wziął sobie do serca i zrobił dokładnie taki sam film jak poprzednie. Już przyzwyczaiłem się do tego wiecznego krzyku, biegania, zbyt długiego czasu ekranowego dla ludzi, idiotyzmów i głupot, dziwnego kadrowania(np. z perspektywy żabiej), braku konkretnych bohaterów, nalotu Deceptów/złych Transformersów i wielkiej bitwy pod koniec filmu. To już jest po prostu klasyka w wykonaniu Baya, on się już nie zmieni, ale mimo to, kupiłem ten film, przynajmniej w jakimś stopniu.
Przymykając oko na wszystkie głupoty, wyłączając myślenie i traktując ten film jako coś odrębnego(chociaż po prostu się nie da) - widz dostaje wtórny początek nowej/wtórnej serii, która zmierzać będzie w niewiadomym kierunku(ale na cuda i dziwy nie ma co liczyć).
Jest garść ciekawych pomysłów jak np. eksperymenty na Transformersach, stworzenie Galvatrona przez ludzi, ale i tak giną one pod stertą blach, gruzu i wielgachnych łusek.
Jeśli chodzi o efekciarską rozwąłkę(pozbawioną kloacznego humoru!) z wielkimi robotami - można kupić, tak jak resztę filmów z serii. Wszystkie inne elementy składowe filmu...zresztą, co ja piszę, ten film nie ma innych części składowych.