Koi, podnieca, trzyma za rękę.
Sprawia wrażenie jakby widział Boga. Jest jak deszcz po końcu świata. Jedyny, który przynosi mi łzy szczęścia. Niekończące się ciary.
Nie umiem żyć bez niego. Uzdrowiciel.
\kompletny nieład w wypowiedz to przez to, że jestem szatańsko oczarowana. Nadluź!
"Koi, podnieca, trzyma za rękę." - ślicznie ujęte. Chyba nikt nie będzie miał za złe, że Twoja wypowiedź jest lekko chaotyczna. Ja to rozumiem. :)
J'y suis jamais allé.
I Comptine d'un autre ete.
- polecam szczególnie.
Chyba kocham. Bo nie wiem, czy inne słowo się nadaje, aby ogarnąć swoim znaczeniem tę gamę uczuć i emocji wychodzących z ukrycia podczas słuchania tych dwóch nieziemskich utworów.
Pozdrawiam. :)
Ja zaś uwielbiam "Comptine d'un autre ete" oraz "Sur le fil". Nie potrafię
wyrazić tego, jak bardzo kocham tę muzykę. Kiedy jej słucham, mam wrażenie
jakby Tiersen dokładnie mnie znał i wiedział, co czuję. Jakby chciał mi
pomóc. Jakby był moim przyjacielem. Niesamowite...
A ja się zastanawiam...
Przecież jego muzyka jest przepiękna, boska, genialna..., ale niestety, jestem facetem i w dzisiejszym świecie plastików powinienem się źle z tym czuć. Ale co ja poradzę, że jego muzyka w 'Amelie' miażdży wszystko co do tej pory słyszałem ? I że jestem zakochany po uszy i w filmie i muzyce ( i w postaci Amelie"... ? Czy jest dla mnie ratunek ? Bo osobiście myślę, że w tym wcieleniu już jestem stracony...